Lelek

Tekst, który powstał podczas malowania. Jest próbą uchwycenia procesu twórczego.

Za czym tęsknisz mój obrazie?
Cisza.
Cisza aż powoli wyłaniają się prośby, pytania i przez kilka kolejnych dni podlatuję do obrazu jak ptasia matka karmiąca. Znikam po tłuste i pożywne inspiracje, wracam do gniazda pracowni i słyszę głodne piski:
daj mi lelka! przynieś mi kunę! a mi daj teraz różowego pieska i stwora z obcej galaktyki. A mi?! Mi daj zagrożonego wyginięciem szpaka balijskiego! Daję.
Karmię posłusznie, przynoszę cierpliwie. Nie wiem kiedy gardziel obrazu zamilknie najedzona, syta i spokojna. Nie wiem do czego dojdzie i co wyrośnie z tego pisklęcia. Ufam. Towarzyszy mi jedynie ciekawość dokąd zaprowadzi ten proces.
Po kilkudniowej sesji karmienia czuję, że po obrazie zaczyna krążyć ruch, przyjemny przepływ. Począwszy od prawego górnego rogu spojrzenie płynnie ześlizguje się w dół, łagodnie opływa podstawę obrazu i unosi się z powrotem w górę, odpoczywając przy białym szpaku.

Jednak nadal mam niedosyt. To jak brak ostatniego puzzla w dużej układance lub patrzenie na księżyc tuż przed pełnią. Ewidentnie brakuje ostatniego elementu, jakiegoś domknięcia. Na ten moment nie wiem co to będzie. Obraz siedzi cicho. Może strawi to co ma i zacznie się dopominać? Nie wiem. Chyba zapadł w drzemkę.

Po kilku dniach wyłania się ostatni element. Ostrygojad. Tak po prostu. Kazał się namalować jakby przechodził obok i zagląda teraz z lewego górnego rogu. Przyniósł mi ulgę. Taaak. Teraz jest prawdziwa pełnia księżyca. Ponownie zapada cisza.

O czym jest ten obraz, o czym jest to malowanie?
O skrytości, o tajemnych i płochliwych sprawach nocnych, o ulotnych alchemiach. O wyjątkowości, rzadkości i ruchu powolnym jak wlekące się różowe chmury. Bardziej o aromacie niż o zapachu.

Dla mnie jest to próba uchwycenia nieuchwytnego i zgoda na to, że można jedynie próbować.

Nightjar, 90x90cm, oil on canvas, 2018